top of page

Warsztaty toczenia na kole garncarskim

Zaktualizowano: 16 kwi

Zastanawialiście się kiedyś, jak można twórczo spędzić czas z całą rodziną? JA, jako ojciec rodziny przyznam, że często się nad tym zastanawiałem. I doszedłem do wniosku, że nie warto iść utartymi szlakami i po prostu wybierać kawę w galerii, czy spacer po zatłoczonym parku. Warto poszukać głębiej i znaleźć coś naprawdę wyjątkowego. O moich poszukiwaniach i odkryciach jest właśnie ten artykuł.

Wyszukiwanie odpowiedniego miejsca

wazonik toczony na kole garncarskim
Taki wazonik toczyliśmy na kole garncarskim

Aby znaleźć odpowiednie, nienudne miejsce do spędzania wolnego czasu warto posłużyć się internetem. W sieci mamy wiele możliwości, a ja przeglądając te treści, natknąłem się na warsztaty toczenia na kole garncarskim. Pomyślałem, wow, to jest to. Sprawdziłem adres i telefon, i   umówiłem się z całą rodziną na pierwsze warsztaty.

Pierwsze wrażenia z nowego miejsca

Gdy wchodziliśmy po schodach do pracowni, byliśmy pełni obaw. Jednak już po przekroczeniu progu pierzchły one wszystkie. We wnętrzu panuje miła atmosfera, z głośników sączy się relaksująca muzyka. Powitał nas piękny uśmiech Pani instruktorki. Kiedy zdjęliśmy płaszcze i usiedliśmy, zostaliśmy wprowadzeni w proces twórczy. Do wyboru dostaliśmy, dla dzieci utworzenie prostej formy zwierzątka z gliny, a dla nas dorosłych podstawy toczenia na kole garncarskim. Dzieci były zachwycone perspektywą utworzenia smoka z gliny. Dodatkowo dowiedzieliśmy się, że wszystkie prace są wypalane w specjalnym piecu ceramicznym, mieszczącym około 200 l wsadu. Z radością zabraliśmy się do pracy. 

Przebieg procesu twórczego toczenie na kole garncarskim

Tworzenie z gliny to nie lada wyzwanie. Jednak pod czujnym okiem instruktorek cały proces tworzenia przebiegał gładko i bezproblemowo. Dzieciom nie brakowało inspiracji z bajek i obejrzanych filmów. Szybko i sprawnie powstawał smok: najpierw głowa, potem tułów i ogon. Całość przysporzyła naszym dzieciom ogromnie dużo frajdy. Co innego toczenie z gliny. To już wyższa szkoła jazdy. Także i tu pomoc instruktorek okazała się niezastąpiona. Bardzo szybko nauczyły nas jak przygotować odpowiedni rodzaj gliny, jak centrować formę na kole, oraz takie techniki, o tajemniczo brzmiących nazwach, jak otwieranie, wyciąganie. Co one oznaczają? Zostawiam dociekliwości czytelnika.

Ostatnie szlify nad formą

Gdy już napociliśmy się przy przygotowaniu gotowej rzeźby, a może to być wazonik, kubek, miska lub czarka, wystarczyło umiejętnie odciąć rzeźbę z koła i gotowe! Ale zaraz, to jeszcze nie koniec. Przed nami był ekscytujący proces wypalania formy w piecu ceramicznym. Trwa to cała noc, a następnego dnia zgłosiliśmy się na drugą część warsztatów polegającą na poszkliwieniu wypalonych na biskwit prac. Proces szkliwienia przypomina malowanie pracy farbą plakatową. Przy czym nie zawsze widać od razu kolor docelowy szkliwa. Musimy kierować się etykietami na pojemniczkach, aby wiedzieć, jaki kolor uzyskamy po ponownym wypaleniu gliny. Jednak jest to bardzo przyjemne zajęcie. Wymaga skupienia i uwagi, gdyż potrzebna jest precyzja przy dodawaniu szkliwa do formy. Ale gdy już to się uda, pozostaje nie mniej ekscytujący moment ponownego wypalenia gliny. I to trwa dobre kilka godzin.

Efekt końcowy warsztatów toczenia na kole garncarskim

Gotowe prace odbieramy osobiście i zanosimy do domu. To miła niespodzianka, że od razu stajemy się właścicielami rzeźby. Nasze dzieci ustawiły ceramiczne smoki na półce nad łóżkiem, a my nasze wazoniki postawiliśmy w centralnym miejscu w salonie nad kominkiem. Będą tam cieszyły oko i inspirowały sąsiadów.  Muszę przyznać, że to był bardzo miło spędzony czas na twórczej aktywności.

18 wyświetleń0 komentarzy
bottom of page